25 kwietnia 2014

PRZEDROZDZIAŁ. Cześć IV

   

      Zimny piasek rzęził pod ich stopami.
         - No! Prawie na miejscu - stwierdził ten za nią.
      - Ta - odparł krótko ten przed nią; po czym, delikatnie odwracając głowę w taki sposób aby kątem oka widzieć wspólnika, dodał - A po robocie winko, hę?
     - No... nie wiadomo... bo wiesz, jak żonka pryndzyla upuści... - I obaj wybuchli gardłowym śmiechem, co dla dziewczyny było jednoznaczną oznaką, że właśnie stała się świadkiem ich własnego, prywatnego i niezrozumiałego dla otoczenia kawału.
     Wędrowcy szli takim korowodem jeszcze przez chwilę, po czym skręcili i wyszli na szerszą, obsadzoną szczerym brukiem alejkę która pięła się delikatnie pod górę; a po jej obu stronach sterczały masywne, wyciosane z bloków skalnych kamienice o chylących się ku ulicy pod wpływem ciężaru, grubych ścianach. Następnie przed trójką idących wyrósł gmach potężnego kunsztu architektonicznego, którego opiewał już z dala słyszalny dźwięk lutni, harfy i bębnów. Bohaterowie zbliżyli się ku celu swojej podróży i, zanurzeni w powietrzu przejrzystym, przeszli pod wzorzystą bramą jednocześnie oddychając. Następnie minęli zamrożone, nie oddychające rośliny, po czym stanęli skąpani w mlecznej łunie księżyca pod zdobionymi drzwiami. Dobiegające hałasy już i tak mocno się nasiliły, a po tym jak drzwi zostały im otworzone - uderzyła ich fala ogłuszającego rezonansu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz