22 kwietnia 2014

PRZEDROZDZIAŁ. Część I



      - Stara wiedźma! - uchylając głowę, dziewczyna, syknęła kąśliwie pod nosem; na tyle głośno aby bez możliwości zrozumienia treści słów dało się słyszeć wyraźną oznakę niezadowolenia.
      - Co tam ględzisz? - odparowało tłuste babsko o grubych i rozdętych wargach z wyraźnym grymasem na twarzy, co u dziewczyny wywołało poczucie niepewności na wskutek zaskakująco bojowego nastawienia kobiety. Jednak zaraz przełknęła ślinę i przybrała postawę sztucznej obojętności stwierdziwszy, że "Lepszy rydz niż nic! Zresztą Mnich zaręczał że to TU". Po czym, w geście zgody na transakcję, wygrzebała z łatanej kieszeni swego płaszcza kilka lśniących monet i położyła je z charakterystycznym brzęknięciem na drewnianym blacie straganu, ażeby odebrać zamówiony przedmiot. Była to - powszechnie używana do przechowywania leków - fiolka o przeźroczystym, trochę zielonkawym kolorze; zawierała gęstą, brązowatą ciecz. Kupująca schowała ją zwinnie do tej samej kieszeni z której wyjęła monety i oddaliła się prędko, słysząc jeszcze za sobą niknące marudzenie o braku szacunku.
      Szła ciasną uliczką z rzadko występującą kostką brukową, na której zalegały mocno już wyeksploatowane stragany. Był chłodny, zimowy wieczór. Padał drobny śnieg który można było zobaczyć wyraźniej w świetle rdzewiejących latarni. Dom dziewczyny znajdował się na skraju osady. Ona przyspieszyła kroku, a po chwili biec zaczęła. Następnie przecisnęła się umiejętnie pomiędzy grupką rozmawiających ludzi. Było ciemno. Nagle, skręcając w boczną uliczkę, zza rogu wyrósł masywny człowiek na którego biegnąca, czołując w jego miękki brzuch, wpadła - co skutkowało wywróceniem się obojga. Dziewczyna raptownie upadła koziołkując w tył, jednocześnie obdzierając swoje kolano i słysząc, poprzedzone dźwiękiem rozdarcia szaty, głuche plaśnięcie przewróconego mężczyzny. Od razu poczuła też wypadnięcie fiolki, a więc - krzywiąc się przy tym lekko wskutek świeżo nabytej, piekącej rany na kolanie -  przykucła żwawo podnosząc się z ziemi. Wtem wymacała szybko charakterystyczny, szklisty przedmiot i schowała go do kieszeni. Po czym wstając rzuciła zdawkowe "wybacz" i, w odpowiedzi słysząc tylko bolesne stęknięcie poszkodowanego, popędziła dalej.
Nie miała dla niego czasu. Liczyła się każda chwila. Nawet najmniejsze opóźnienie podania dawki leku - przybliżało jej chorą matkę ku śmierci. Dziewczyna na myśl o tym z trudem powstrzymała łzy, przygryzła dolną wargę i przyspieszyła jeszcze; a jej płaszcz załopotał gnany wiatrem.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz