22 maja 2014

ROZDZIAŁ. Część II








      Matka popatrzyła na córkę zdziwiona. Zdawała sobie sprawę ze swojego choróbska, to znaczy - nieuleczalnej choroby. Już teraz bolało ją całe ciało i bardzo się męczyła, a z każdym dniem objawy się nasilały. Ogólna zasada: im bardziej bolało, tym dzień śmierci był bliższy - myślała ponuro.
Dlatego też sądziła, że dziewczyna mówiąc o śmierci, ma na myśli właśnie chorobę - o podmienionej fiolce nie wiedziała nic; a więc w odpowiedzi na zwierzenie, zaczęła dziewczynę po prostu uspokajać. Jednak ta pokręciła głową i prędko jej przerwała, kontynuując swoją spowiedź:
       - Kiedy biegłam do ciebie z lekiem, wpadłam na pewnego człowieka. To właśnie on mnie porwał i... - zaczęła, lecz ucięła samej sobie, rzucając - Ale to nie ważne. - po czym opowiadała dalej z wielkim zaangażowaniem. - No i gdy wpadłam na tego człowieka, który był Kupcem, to z kieszeni wypadła mi fiolka, z twoim lekiem. Było ciemno. Myślałam, że to ta sama fiolka; ale nie. Myślałam, że to co ci dodałam do ziół, to nie były twoje leki, tylko trucizna! - teraz Evanlyn spuściła wzrok i wbiła go w pledowy kocyk na kolanach matki, który pachniał jak wór po ziemniakach. - Bałam się tak bardzo... - dodała szeptem i zacisnęła bardzo mocno powieki tak, że rzęsy uderzyły o jej policzki z wypiekami.
Na te słowa rysy mamy się rozluźniły, miała łagodną twarz; była piękna. Jej oblicze wyglądało teraz tak pełnie, tak dokładnie. W surowym świetle księżyca widać było każdą rysę, każdy szczegół, detal - jej oczy, nos, usta; a usta się poruszyły i powiedziały:
      - Będę przy tobie zawsze, zawsze...
I długo tak trwały;
podczas gdy Księżyc pulsował wesoło, a za oknem hulało wietrzysko i kto wie co jeszcze.
      Wtem, gdy one tak siedziały w półmroku, skrzypnęły wejściowe drzwi. Ktoś wszedł. Intruz.
Matka odruchowo się wzdrygnęła, a Evanlyn wstała bezszelestnie i dała jej znak ręką, aby pozostała w bezruchu i była cicho; następnie dziewczyna, idąc na ugiętych kolanach, skierowała się w stronę drzwi - miejsca gdzie miało czyhać niebezpieczeństwo.
Poruszała się niczym kot. Ominęła drewnianą ławę, oddzielającą spiżarnię od kuchni, jednocześnie chwytając, leżący na nieoheblowanym stole, nóż do obierania ziemniaków, który w tej właśnie chwili przemienił się w śmiercionośne narzędzie obronne.
Przeszła jeszcze kilka kroczków bosymi stopami, po czym przykleiła się do ściany. Serce podeszło jej do gardła, gdy za rogiem coś zaszurało, potem kichnęło i zaczęło wydawać odgłos kogoś, kto próbuje nie wydawać żadnych odgłosów ale mu się to nie udaje, bo się do tego porządnie nie przykłada.
Lada moment na podłodze wyrósł obcy cień. Evanlyn oblizała nerwowo usta i spięła się w sobie przygotowując do konfrontacji. Policzyła do trzech, wciągnęła powietrze, a wtem - jak z bicza strzelił - wyskoczyła na obiekt który wyłonił się zza rogu, pchnęła go z całej siły wprzód i przygwoździła do przeciwległej ściany, przykładając chłodny klin noża do gardła; i już chciała powiedzieć "Rusz się, a umrzesz", gdy nagle zorientowała się, że stoi przed nią bezbronna i przestraszona kobieta, która właśnie mocno wytrzeszczyła ślepia.
Evanlyn zmierzyła kobietę wzrokiem, przy czym poluzowała się trochę, odstąpiła i spoczęła; wypuszczając tchu.
Kobieta miała ciemną karnację. Była ubrana w zlepek różnych szmat i przyszła boso; a teraz masowała się po szyi, którą przed chwilą podrażnił nóż. "Służąca!" - rozpoznała ją Evanlyn.
Dziewczyna kojarzyła służącą z bankietu wyprawionego u Sędziego, gdzie też ochroniła ją przed pobiciem, niczym Strażnik.
Tylko co ona tu robi? W dodatku o tej godzinie? Zresztą, na litość boską, skąd wiedziała gdzie mieszkam. Przecież musiała pokonać kawał drogi, aby dotrzeć tutaj aż z samego Pałacu. Dodatkowo, była boso, a na zewnątrz jest chłodno. Nie mówiąc już o tym, jak wiele ryzykowała - opuszczanie terenu posesji przez służących, było surowo zabronione i bardzo, bardzo srogo karane. A jednak, ona tu przyszła...
Evanlyn od razu więc zapytała:
      - O co chodzi, co cię tu sprowadza? Wejdź, wejdź...
Jednak służąca nie zamierzała przyjąć gościny, a zaczęła wymachiwać swoimi chudymi rękoma i nerwowo wymawiać dziwne, niezrozumiałe wyrazy w jakimś wymierającym języku. Dziewczyna zmarszczyła się próbując zrozumieć sens jej wypowiedzi, podczas gdy tamta gestykulowała zamaszyście.
Po chwili bełkotu, służącej jednak udało się nawiązać kontakt z rozmówcą i poczęła używać wyrazów bardziej zrozumiałych, coś w stylu: "Ogień, Palę, Oszut, Złodziej"; przy czym swoimi gestami starała się naśladować ogień i zbójów jednocześnie.
Evanlyn natychmiast pojęła o co chodzi i zapytała rzeczowo "Pożar? Pożar gdzie?". Na te słowa służąca znieruchomiała i spoważniała, a dziewczyna poczuła jak ściska jej się żołądek i krew zamarza w żyłach.
      - Pożar, tu - odpowiedziała tamta niebezpiecznie niskim głosem.





2 komentarze:

  1. Z chęcią czekam na kolejny rozdział :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie uzupełniłem obecny, a kolejny ukaże się jutro (tj. 25.05), czyli w odstępie trzech dni od poprzedniego; i tak też będę starał się dodawać nowe rozdziały - co 3 dni.
      Oraz naprawdę dziękuję za komentarz. Dobrze wiedzieć, że mam czytelnika - to bardzo motywujące, wiesz, heh.

      Usuń