25 maja 2014

ROZDZIAŁ. Część III




      Chociaż noc jeszcze trwała, to miała już się ku końcowi. Zaraz zacznie świtać. Gwiazdy, niczym szmaragdy rzucone niedbale, mieniły się swym ostatnim blaskiem.
Evanlyn właśnie cofnęła się o kilka kroczków i popatrzyła na te gwiazdy. Miała nabrzmiałe i przekrwione oczy, ponieważ odczuwała ogromne zmęczenie i stres. Nie spała przez dobę, a musiała wysilić całą swoją inteligencję, aby połączyć fakty w obliczu tylko jednego pytania - "Czy służąca kłamie?". Jeśli tak, to znak, że została tutaj przez kogoś wysłana (kogoś, to znaczy przez Kupca oczywiście); a jeśli nie - oznaczałoby to, że niesie duszę na ramieniu i w takim wypadku, chce się odwdzięczyć za wcześniejszą pomoc. Czyli, jeśli Służąca mówi prawdę, to zaraz przyjdą zbóje i spalą ten dom.
Evanlyn spojrzała w egzotyczne oczy służącej i dostrzegła w nich coś, co wzbudzało zaufanie. Nie mogła kłamać. Dziewczyna instynktownie jej uwierzyła, i już otworzyła usta aby coś powiedzieć, gdy nagle usłyszała głuchy łoskot dobyty ze spiżarni.
Mama! - jęknęła Evanlyn, natychmiast się ożywiła, szarpnęła swoim ciałem w stronę spiżarni, ominęła drewnianą ławę i prędko zbliżyła do krzesła, na którym parę chwil temu siedziała matka. Krzesło było puste. Matka leżała na podłodze. Evanlyn poczuła przejmujący lęk. Kucnęła nad matką i podchwyciła ją drżącymi rękoma. Kobieta była bezwładna, niczym trup. Dziewczyna prędko sprawdziła jej puls, nakłoniła ucha ku jej klatce piersiowej. Po chwili wyczuła delikatne bicie serca, co oznaczało że żyje. Żyje. Evanlyn blado się uśmiechnęła, jednak natychmiast powróciła do rzeczywistości. Matka była nieprzytomna, ponieważ wypiła coś - nie wiadomo co; mogła to byś trucizna, lub leki nasenne. Trzeba ją zabrać do Mnicha. Drugim faktem była groza spalenia domu. Musimy uciekać.
Evanlyn podźwignęła matkę i, w miarę możliwości, umościła ją na krześle tak, aby głowa jej zbytnio nie opadała, ponieważ mogłoby to grozić uduszeniem. W tym czasie Służąca zdążyła również tutaj podejść i zajęła się na tą krótką chwilę nieprzytomną. Evanlyn działała nerwowo. Przecież zaraz przyjdą zbóje! Potrzebowała zabrać z domu najcenniejsze rzeczy i jak najszybciej stąd uciec. Prędko skierowała się do sypialni w poszukiwaniu rodowej broszki. Była to specjalna, wysadzona klejnotem broszka - przekazywana z pokolenia na pokolenie; prawdopodobnie miała jakieś wielkie znaczenie, ale nikt nie potrafił powiedzieć jakie. Krążyła wokół niej tylko jakaś starodawna, przedziwna legenda o tajemniczej mocy Księżyca. W tym domu był to jedyny drogocenny przedmiot.
A kiedy Evanlyn szukała broszki, jej słuchu doszły jakieś głośne śmiechy i wulgarny język osób, które szybko się przybliżały. To zbóje! Lada moment tu przybędą. Dziewczyna prędko chwyciła broszkę i schowała do kieszeni; tej kieszeni w której był również drogocenny pierścień dany jej przez Karela na bankiecie. Wtem w pięciu susach doskoczyła spowrotem do mamy i próbowała chwycić ją na barana, tak aby ją stąd zabrać i uciec przez... przez okno. Trzeba ją stąd wynieść przez okno. Kobieta nie ważyła dużo, była wychudzona - ale z powodu jej bezwładności, podchwycenie stanowiło problem. Chodziło o to, aby przerzucić ją przez okno na drugą stronę. Służąca natychmiast zrozumiała o co chodzi. Otworzyła okno i, ponieważ wcale nie było wysoko, wyskoczyła nim. Wtem kroki zbójów zatrzymały się tuż pod ich drewnianą chatką. Evanlyn naliczyła, że było ich trzech. Teraz nie mówili nic; a po chwili ciszy dało się słyszeć delikatne trzaskanie ognia. Mężczyźni bez słów po prostu zaczęli podpalać drewnianą chatę pochodniami, co nie było trudne, ponieważ dach pokryty był słomą; a słomiane elementy momentalnie zajęły się ogniem i całość nagle buchnęła krwistym płomieniem. Evanlyn trzymała nieprzytomną matkę na rękach, musiała ją przerzucić przez okno tak, aby złapała ją Służąca; a następnie samej uciec w taki sam sposób. A gdy płomienie buchały, nagle drzwi się rozwarły i do środka zostało wrzucone wiadro z oliwą, i pochodnia. To zaraz wybuchnie! Evanlyn natychmiast wyrzuciła matkę za okno i bez namysłu wyskoczyła za nią, łagodząc upadek przeturlaniem; a gdy jeszcze była w fazie spadania, za jej plecami błyskawicznie buchnął potężny płomień, wywołując falę gorąca i rozświetlając swym czerwonym blaskiem całą okolicę.





1 komentarz:

  1. Wow, to opisałeś idealnie, aż były emocje. Jak widzę z pisaniem na blogu idzie Ci coraz lepiej. Życzę dalszych takich postępów.

    OdpowiedzUsuń