12 maja 2014
PRZEDROZDZIAŁ. Część X
A więc sądowy, półformalny proces trwał.
Dziewczyna zauważyła, że po lewej stronie przestrzeni istniał most zbudowany z ciemnego hebanu, którego zadaniem było łączenie platformy sędziowskiej z pobliską komnatą. Ulatniał się od niego zapach świeżo ciętego, suchego drewna i żywicy; oraz bukietu olejków cedrowych, białego bursztynu - tak właśnie pachniał, a jego zapach nie utracił swych właściwości i uroku; nawet pomimo tego, iż był już bardzo, bardzo stary i z tej właśnie racji włókna drwa miały prawo się rozwarstwić, rozczłonkować, rozsłoiczyć i popękać; a całość skrzypiała, nawet teraz, kiedy po moście przechodził jakiś nowo przybyły człowiek, który właśnie żwawo krocząc w ich stronę, mówił:
- Spóźnienie? Coś mi to mówi. Się spóźniłem, się? Oj wybaczycie; tato… – wymamrotał chłopak ściągając na siebie uwagę wszystkich. Zresztą miał bardzo dziwny sposób wysławiania się, podobnie jak jego ojciec, który był Sędzią; a więc chłopak był Synem sędziego. „Z dziada pradziada, co w rodzinie to nie zginie!” – zażartował wrednie Kupiec, obserwując Syna; którego w tej samej chwili coś zaintrygowało, ponieważ znieruchomiał i wytrzeszczył swoje żółte ślepia; rozdziawiając przy tym paszczę.
„Jaka ona jest piękna!” – pomyślał patrząc na to, co tak bardzo go zainteresowało; pomyślał patrząc na Dziewczynę.
- No, no, już, już; chodź tutaj, proces już trwa; chodź, chodź – zaniańczał ojciec Syna, popierając słowa "chodź, chodź" przyciągającym ruchem dłoni; co dało pozytywny rezultat, ponieważ Syn, po chwili paraliżu, oprzytomniał; po czym wreszcie usiadł na podstawionym specjalnie dla niego, małym taboreciku; stojącym obok solidniejszego tronu. Proces mógł ruszyć dalej. – Dobrze, dobrze, a więc o czym to ja… Ah, tak, podarte spodnie – powiedział z satysfakcją Sędzia, zamykając przy tym oczy; na co Kupiec, zdenerwowany Kupiec, natychmiastowo zareagował:
- Sędzio, chciałbym zaznaczyć, że jest to drogocenny, rodowy płaszcz. A także zostałem obity, okaleczony i okradziony! Trzy razy "o". Z tego też względu nalegam na jak najsroższą karę; uważam, że długie roboty przy studni będą sprawiedliwym wyrokiem.
- Przy studni? Ohhhhooo, ale to bardzo sroga kara, kara ciężka i sroga, wiesz? – obruszył się Sędzia. – No nie wiem, sam nie wiem... - oponował dalej.
Kupiec czując, iż sytuacja wymyka się spod kontroli przestąpił z nogi na nogę, po czym powiedział perswazyjnie, wywołując presję:
- Lecz ja nalegam. – co cedząc, położył swoje grube łapsko na oparciu tronu, w towarzystwie stuknięcia bardzo drogiego pierścienia o chaber.
Sędzia czuł przez to wyraźny dyskomfort, nie chciało mu się słuchać tego wszystkiego, chciał sobie tylko pokopcić sziszę i mięć święty, święty spokój. Chciał jak najszybciej pozbyć się źródła problemu, więc – uzależniając wszystko od sędziowskiego kaprysu – zaczął oświadczenie:
- Dobrze, niech będzie, niech będzie. - Teraz przyjął bardziej oficjalny ton. - A więc ja, skazuje Ciebie drogie dziewczę, na kr...
- Stop! – natychmiast przerwał Syn, ponownie przykuwając uwagę zaskoczonych uczestników procesu. – Tato, przepraszam, ale, to za sroga kara. Ona nie może być aż taka zła. Nie może! Popatrz na nią – tutaj Syn zrobił chwilę przerwy – ułaskaw ją. Tak, ułaskaw ją, dzisiaj jest Festyn Księżyca; możesz ją ułaskawić, nawet ze względu na święto. Ułaskaw ją, a w zamian niech ona zatańczy!
A wszyscy się pochylili.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz